Stanął na dole, spojrzał w górę i zobaczył swój cel. Cel był bardzo odległy.
Wiedział, że tony żelastwa przerzucone na siłowni, setki przebiegniętych po lesie kilometrów, bezdroża pokonywane codziennie na rowerze pomogą mu w jego osiągnięciu.
Był maksymalnie skoncentrowany. Wziął głęboki oddech i ruszył w górę.
Teren, widziany z dołu wydawał się łatwy, ale kilka pierwszych kroków dało mu pełną perspektywę z czym będzie miał do czynienia. Wielkie zwały zamarzniętego śniegu nie były łatwym partnerem dla jego raków. Czekan z trudem wbijał się w lód. Każdy zamach ręki, a tym samymi każde zetkniecie narzędzia z zamarzniętą wodą pochłaniało dużą część jego energii. Z każdym krokiem czuł się coraz cięższy, miał wrażenie, że grawitacja coraz bardziej go przyciąga. Wpatrzony w niekorzystne podłoże poruszał się powoli, weryfikując każdy krok. Był zmęczony i nie chciał popełnić błędu. Czas przygotowań kosztował go zbyt wiele wyrzeczeń, aby teraz się poddać.
Przystanął na chwilę, aby złapać drugi oddech oraz ocenić odległość jaka mu pozostała. Był już blisko. Bardzo blisko. Poczuł silne pulsowanie w skroniach, serce waliło jak młot, głębokie uderzenie adrenaliny dało mu potężnego kopa. Nogi same ruszyły do ataku. Jeden krok, zamach ręką, drugi krok, zamach ręką, kolejny i kolejny. Był tak podekscytowany, że dosłownie wbiegł na szczyt. Osiągnął to o czym marzył od tak dawna. Triumfował. Był bardzo szczęśliwy.